Forum www.simons.fora.pl Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

Cytaty z sagi.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.simons.fora.pl Strona Główna -> Ogólne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Charme
Administrator


Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 113
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pią 15:47, 23 Sty 2009    Temat postu: Cytaty z sagi.

Ponieważ cała saga aż kipi pięknymi cytatami, to moja propozycja jest następująca, aby spisywać tutaj te najładniejsze Wink

"...Żegnaj, pieśni księżyca. Żegnaj, oddechu mój, białe noce i złociste dni moje. Żegnaj, wodo świeża i ogniu.
Obyś ułożyła sobie życie i odnalazła ukojenie, obyś uśmiechała się tym zapierającym dech w piersi uśmiechem.
A kiedy twoją ukochaną twarz ozłocą promienie wolności, uwierzysz, że nie na próżno cię kochałem"
Aleksander. "Jeździec miedziany"

Uwaga. Piszcie z jakiej części Wink


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Milciak
Pierdoła Dima


Dołączył: 23 Sty 2009
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 18:06, 23 Sty 2009    Temat postu:

ja lubie ten:
"(...) Oni, którzy ochrzcili się kiedyś w wodach Kamy, przeszli przez dolinę smutku, z ruin rozpaczy wydobyli miłość, którą tam schowali i po długiej podróży nareszcie odnaleźli drogę do domu."
"Tatiana i Aleksander"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
aciaaa
Lachociąg Saiko


Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 72
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Pią 20:37, 23 Sty 2009    Temat postu:

Mój ulubiony!
''Idziemy przez ten świat samotnie, ale jeśli mamy szczęście, to przez jedną chwilę należymy do kogoś
i ta jedna chwila pozwala nam przetrwać całe wypełnione samotnością życie.''

"Żołnierzu! Tulę twoją głowę, pieszczę twoją twarz, całuję cię w ukochane usta i szepczę do ciebie poprzez morza i lodowate rosyjskie trawy... Aleksandrze kiedyś mnie niosłeś, teraz ja poniosę ciebie w wieczność."

''Kiedy spacerowali, kiedy byli razem, oddychała jego oddechem, dlatego ilekroć się rozstawali w jej płucach pozostawała bolesna pustka.''

''Czyż miłość nie jest tym, co mu dajesz, a nie tym, co od niego dostajesz?''

''Zanim zasnęła, zdała sobie sprawę, że mniej boi się wojny, która była czymś mglistym i nieokreślonym, niż bólu złamanego serca, który był aż nadto realny.''

''Uczucia, które nie wiedzieć kiedy przywarły do niej niczym mokre ubranie.''

''Może pamięta się to, co spotyka człowieka pierwszy raz w życiu?''

''Patrząc na niego, miała wrażenie, że znalazła książkę, którą gdzieś zapodziała i o której zupełnie zapomniała.''

Jeździec Miedziany


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MarcelinKa
Pierdoła Dima


Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Leningrad ^^

PostWysłany: Nie 12:20, 25 Sty 2009    Temat postu:

Nadzy, mocno do siebie przytuleni szukali czegoś, co stracili dawno temu i znaleźli na krótko w tym mocnym uścisku gdy na chwilę udało im się przerwać blokadę.

- Tatusiu, a co mama zrobiła, żebyś się z nią ożenił? - Anthony zachichotał. - Pokazała ci cycuszki? xDD

Zastąp piękno tym, w co wierzysz najmocniej, a wtedy to nabierze prawdziwego znaczenia.

Baw się. Tańcz, pal, śmiej się, raduj się młodością. Bądź młoda dopóki możesz. Młodość szybko przemija.

- Na dobre i na złe, Aleksandrze. Jesteś statkiem, na którym płynę i z którym pójdę na dno.

Mężczyzna może być idealnie szczęśliwy z każdą kobietą tak długo, jak jej nie kocha.

Sześćdziesiąt dziewięć kropel jej krwi płynących przez minutę do otwartej, zainfekowanej rany w jego plecach; sto pięćdziesiąt uderzeń jej serca dających mu minutę życia.

Odnalazł w niej spokój i radość, gdyż jego miłość była silniejsza od obietnic i przysiąg. Kiedy wreszcie ciasno objęci zasnęli uspokojeni i przepełnieni miłością, wierzyli, że mają już za sobą najgorsze.

Położyła dłoń na piersi Aleksandra, słuchała bicia jego serca. Robiła to przez całe swoje dorosłe życie - słuchała jego serca. Co jej mówiło teraz? Biło rytmicznie i spokojnie.
" Ogród letni"


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kotek
Pierdoła Dima


Dołączył: 24 Sty 2009
Posty: 45
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 21:39, 11 Lut 2009    Temat postu:

Nie bardzo wiedziałam gdzie to wkleić, padło na ten temat Smile.
Mam prośbę. Jest organizowany konkurs recytatorski, uczestnicy mają zaprezentować prozę i wiersz. Ja zdecydowałam się na Jeźdźca Miedzianego Puszkina, całą wersję - wklejam tutaj:

Obudził się. Deszcz, mrok dokoła,
Szaruga ciemna, pustka dzika;
Wicher na pomoc kogoś woła
I słychać odzew wartownika.
Zerwał się biedak. Strasznym snem
Stanęła zgroza przed oczyma.
Wstał przerażony. Poszedł.
Wtem przed wielkim domem się zatrzymał,
Gdzie na wysokim ganku, wzwyż
Podniósłszy łapy, jeżąc grzywę,
Na straży stoją lwy jak żywe,
A dalej skała, czarny spiż:
ON — mocarz z wyciągniętą dłonią,
Bożyszcze na spiżowym koniu.
Eugeniusz drgnął. Odkrywcze światło
Błysnęło. Znów przed sobą miał
To miejsce, kędy potop grzmiał,
Gdzie tłukł się fal drapieżnych natłok
Pieniąc i pnąc się wokół niego.
I poznał lwy, i plac, i Tego,
Co głową wznosił się miedzianą
I w mroku nieruchomo trwał,
Fatalną wolą rozkaz dał,
By tutaj miasto zbudowano...
Straszliwy jest, wpatrzony w mrok!
Jaka zaduma! Co za wzrok!
Jaka potęga w nim ukryta!
A w dumnym koniu jaki pęd!
Dokąd ty, koniu, gnasz bez pęt
I gdzie opuścisz swe kopyta?
O, władco losów wszechmogący!
Czyż nie tak samo twoja dłoń,
Wzniesiona nad otchłanią pustą,
Szarpnęła Rosję twardą uzdą,
Że dęba wspięła się jak koń?1
Biedny szaleniec obszedł wokół
Pomnika ogrodzony cokół,
Czoło do chłodnych przywarł krat
I wzbił zuchwale wzrok szyderczy
W oblicze groźne światodzierżcy,
I ciężar mu na piersi padł.
Mgłą zaszły oczy. Strach go zmrowił.
Zawrzała ogniem w sercu krew
I oto wzbiera głuchy gniew
Przeciw dumnemu kolosowi.
Ścisnąwszy pięści, tłumiąc łzy,
Jak czarną mocą opętany,
„Cóż, budowniku mój miedziany?
Cóż, cudotwórco? — syknął zły. —
Już ja cię..." I jak oszalały,
Przed siebie pobiegł lotem strzały,
I zdało się, że groźny car
Zapłonął gniewem, wzrok weń wparł,
I oczy, miotające żar,
Wolniutko za nim spoglądały.
Eugeniusz biegnie — dudni bruk,
Słyszy za sobą ciężki stuk
Jak grzechot gromu groźnie grzmiący:
Galopem dźwięcznym cwałujący
Stalowy tętent końskich nóg.
I w bladym blasku ukąpany,
Wysoko wyciągając dłoń,
ON, Jeździec goni go Miedziany,
I dźwięcznie w bruk łomoce koń.
I wszędzie, dokąd, obłąkany,
Uciekał, gnany zmorą trwóg,
Tam Jeździec ścigał go Miedziany
I ciężko dudnił kopyt stuk.

Mogłybyście mi polecić jakiś fragmencik trylogii Simons, na jakieś 1/2 strony (wiersz jest długi, nie dam rady się nauczyć długiej prozy)? Coś, co można przedstawić ładnie za pomocą modulacji głosu Smile.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Inka
Pierdoła Dima


Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 39
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa

PostWysłany: Nie 11:34, 05 Kwi 2009    Temat postu:

"Aleksander milczał. Chciał podnieść z podłogi swoje serce. Ale było ciemno i nie mógł go znaleźć. Słyszał, jak toczy się po podłodze, słyszał jak bije, krwawi, pulsuje gdzieś w rogu celi."
Tatiana i Aleksander


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MarcelinKa
Pierdoła Dima


Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Leningrad ^^

PostWysłany: Pią 18:44, 05 Cze 2009    Temat postu:

Jest tu ktoś? Helloł!

Jako, że ostatnio przeczytałam Jeźdźca ponownie to spisałam sobie cytaty... wszystkie... Trochę ich dużo, ale nie będę samolubna i dodaje je tutaj Smile
Są w kolejności tak jak w książce

Tatiana Mietanowa spała, śniąc sny niewinne, niespokojnie radosne, ciepłe, jasne i pachnące czerwcowym jaśminem jak leningradzkie noce. Lecz przede wszystkim, odurzona życiem, śniła rozbuchane sny nieokiełzanej młodości.

Urodziła się po tym, co najgorsze, lecz nie zdążyła jeszcze zaznać niczego lepszego. Urodziła się w trakcie, podczas.

Życie, które dotąd znałaś, już się skończyło. Od dzisiaj nic już nie będzie tak, jak to sobie wyobrażałaś.

Prowadzą żołnierza na stracenie. "Fatalna pogoda" - mówi żołnierz do tych z plutonu egzekucyjnego. "Ty jeszcze narzekasz? - odpowiadają tamci. - My musimy wrócić".

Może pamięta się to, co spotyka człowieka pierwszy raz w życiu?

Pewnego dnia spotkamy się we Lwowie, mój ukochany i ja.

Patrzyła na niego przez krótką chwilę i właśnie wtedy, w momencie, gdy spojrzała mu prosto w twarz, poczuła, że coś w niej drgnęło. Chciałaby powiedzieć, że drgnęło leciutko, ot, niezauważalnie, lecz było zupełnie inaczej. Było tak, jakby serce zaczęło pompować krew czterema komorami naraz, zalewając nią i płuca, i całe ciało.

Patrząc na niego, miała wrażenie, że znalazła książkę, którą gdzieś zapodziała i o której zupełnie zapomniała. O, jest!

- Tatiana - powtórzył dźwięcznym, głębokim głosem. - Tatiana. - Tym razem wypowiedział jej imię powoli i łagodnie. - Tania? Tanieczka?
- Tania. - Podała mu rękę. Ujął ją, lecz się nie przedstawił. Jej mała dłoń zniknęła w wielkiej, ciemnej, ciepłej dłoni. Musiał słyszeć, jak bije jej serce. Tak, na pewno. Musiał wyczuć jej puls w nadgarstku, we wszystkich żyłach.
- Aleksander.
Jej dłoń wciąż spoczywała w jego dłoni.
- Tatiana. Dobre rosyjskie imię.
- Aleksander też - odrzekła, spuszczając oczy

- Generale, co myślicie o zbliżającej się bitwie?
- Przegrana sprawa - mówi generał.
- W takim razie po co do niej stawać?
- Żeby sprawdzić kto przegra.

Uczucia, które nie wiedzieć kiedy przywarły do niej niczym mokre ubranie były tak intensywne i nagłe, że omal nie dostała mdłości.

Stojąc i patrząc przez bramę na garnizonowe podwórze poczuła się tak, jakby uniósł ją delikatny obłok losu, który okrasił to popołudnie nieprawdopodobnym spotkaniem i żądzą.
Żądzą życia.

Życie jest nieprzewidywalne. I właśnie to lubię w nim najmniej. Szkoda, że nie ma nic wspólnego z matematyką.

Kupuj tak, jakbyś miała jeść ostatni raz w życiu.

Ilekroć zastanawiała się nad swoim przyszłym, dorosłym życiem, zawsze myślała o dziadku, o godności, z jaką egzystował w tym szarym świecie. Dziadek mógłby być, kim by tylko zechciał, ale postanowił zostać nauczycielem. Nie wiedziała, czy to nauczanie surowych, logicznych absolutów kazało mu dostrzegać w życiu tylko barwy czarne i białe, czy też kazał mu je dostrzegać jego swoisty charakter, lecz bez względu na to, jak było naprawdę, Tatiana zawsze go podziwiała. Ilekroć pytano ją, kim chce zostać, kiedy dorośnie, niezmiennie odpowiadała: "Chcę być taka jak mój dziadek".

- Mam coś dla ciebie. - Podał jej mały pakunek w brązowym papierze. - W poniedziałek były twoje urodziny, ale przedtem nie miałem okazji...
- Co to? - Była szczerze zaskoczona. Ścisnęło ją w gardle.
Aleksander zniżył głos.
- W Ameryce jest taki zwyczaj. Kiedy dostajesz urodzinowy prezent, musisz go otworzyć i podziękować.
Tatiana nerwowo spojrzała na pakunek.
- Dziękuję. - Nie przywykła do podarków. W dodatku ten był owinięty w papier. Niesłychana rzecz, chociaż papier był zwyczajny, brązowy.
- Nie, najpierw otwórz. Dziękuje się potem.
- Ale... jak? Mam zdjąć papier?
- Tak. Po prostu go rozerwij.
- A potem?
- Potem wyrzuć.
- Wszystko czy tylko papier?
- Tylko papier - odrzekł powoli.
- Tak ładnie go zawinąłeś. Szkoda wyrzucać.
- To tylko papier.
- Skoro tak, to po co zawijałeś?
- Taniu, otworzysz to wreszcie czy nie?

Towarzysz pyta towarzysza: "Jak tam tegoroczne zbiory ziemniaków?" "Dobrze, bardzo dobrze", odpowiada tamten. "Z Bożą pomocą będzie ich tyle, że ułożone w stertę, sięgną Jego stóp". "Towarzyszu, co wy mówicie? Przecież partia twierdzi, że Boga nie ma". A ten pierwszy odpowiada: "Tak samo jak ziemniaków".

Biła zeń głęboka wiara, że ma swoje we wszechświecie. Jakby całym sobą mówił: wszystko to zostało mi dane. Moje ciało, twarz, wzrost, moja siła. Nie prosiłem o to, żadnej z tych cech nie stworzyłem ani o nią nie walczyłem. To dar, za który codziennie dziękuję, myjąc i czesząc włosy, dar, o którym nie myślę, i który wykorzystuję tak, jak powinienem. Dar ten ani nie napawa mnie dumą, ani nie zmusza mnie do pokory. Nie podsyca we mnie arogancji czy próżności, lecz nie zmusza mnie również do fałszywej skromności czy nieśmiałości.
Każdym ruchem ciała zdawał się mówić: wiem, kim jestem.

Dobry Boże, modliła się tej nocy (...). Jeśli gdzieś jesteś, proszę cię, naucz mnie ukrywać to, czego nigdy nie umiałam okazywać.

Zanim zasnęła, zdała sobie sprawę, że mniej boi się wojny, która była czymś mglistym i nieokreślonym, niż bólu złamanego serca, który był aż nadto realny.

Nie mogła jechać, bo się okopała. Okopała się Aleksandrem i nie była wstanie z tego okopu wyjść. Żyła dla tej jednej wieczornej godziny, dla tych kilku chwil, które popychały ją ku przyszłości i ku ledwie ukształtowanym bolesnym uczuciom, których nie potrafiła ani wyrazić, ani zrozumieć. "Przyjaciele, którzy spacerują po Leningradzie w świetlistym zmierzchu". Nie mogła żądać i nie żądała od niego niczego więcej, mimo to podczas tej jednej, jedynej godziny po długim dniu pracy, kiedy serce omal nie wyskoczyło jej z piersi i kiedy brakło jej tchu, była naprawdę szczęśliwa.

Brała to, co jej dawał i niecierpliwie czekała na resztę.

Na pierwszy ogień pójdą frontowcy.
- Dmitrij?
- Tak, Dmitrij. Wyjdzie na ulicę z karabinem, a jak go zabiją, na ulicę wyjdę ja, czołgiem, takim, jakie montujecie u Kirowa. A kiedy zabiją i mnie, kiedy padną wszystkie barykady, kiedy nie będzie już ani czołgów, ani nawet karabinów, wtedy wyślą ciebie. Z kamieniem w ręku.

Tego wieczoru niemieckie bombowce mogły zmieść z powierzchni ziemi całe miasto, ponieważ patrząc w niebo, widziała jedynie namiętne oczy Aleksandra i czuła jego gorącą rękę na swym mocno bijącym sercu.

W tamtych tygodniach Tania straciła niewinność. Straciła ją wraz z uczciwością, która odeszła raz na zawsze, ustępując miejsca zakłamaniu. Zakłamanie to miało towarzyszyć jej wszędzie, na każdym kroku, dzień w dzień i noc w noc, miało jej przypominać o sobie, ilekroć dotknęła stopą stopy śpiącej obok Daszy. Wszystko przez to, co do niego czuła.
Jednakże to, co czuła, było szczere i prawdziwe.
I czuła to, głucha na ostrzegawczy krzyk sumienia.
Och, żeby tak spacerować po Leningradzie noc w noc, we wszystkie białe noce, kiedy świt i zmierzch stapiają się ze sobą niczym ruda platyny, myślała, odwracając się do ściany, znowu do ściany, jak zwykle, jak zawsze do ściany. Aleksandrze, nocy moja i dniu, myśli moja. Wiem, że niedługo odejdziesz, że kiedy odejdziesz, znowu będę sobą, że będę żyła dalej i z czasem skieruję swe uczucia ku komuś innemu, bo tak to na tym świecie jest.
Lecz niewinności nie odzyskam już nigdy.

- Jak byście zdefiniowały miłość?
- Co?
- Miłość. Czym dla was jest?
- Dima!
- Po prostu pytam.
- No dobrze - zaczęła Dasza. - Miłość to... Pomóż mi, Taniu, dobrze?
- Przestań, Daszka. Wiem, że sama sobie poradzisz. - Tatiana wolała nie mówić, że siostra ma spore doświadczenie na tym polu.
- Hmm... Miłość to... Miłość jest wtedy, kiedy on mówi, że przyjdzie i przychodzi - rzekła, trącając łokciem Aleksandra. - Miłość jest wtedy, kiedy on się spóźnia, lecz przeprasza za spóźnienie. Miłość jest wtedy, gdy on patrzy tylko na mnie. - Trąciła go łokciem ponownie, dwa razy.
Tatiana odkaszlnęła.
- Co? - rzuciła Dasza. - Nie podobało ci się?
- Nie, nie, ależ skąd - odrzekła z umyślnym wahaniem Tania. - Tylko...
- Tylko co? No mów, mądralo. Czego nie powiedziałam?
- Powiedziałaś wszystko, tylko wydaje mi się, że opisałaś, co znaczy być kochaną. - Zamilkła. Oni też milczeli. - Czyż miłość nie jest tym, co mu dajesz, a nie tym, co od niego dostajesz? To pewna różnica, nie sądzisz? A może się mylę?
- Tanieczko - spytał Dmitrij. - A według ciebie? Czym jest miłość według ciebie?
- Miłość jest wtedy, kiedy on jest głodny, a ty go karmisz. Kiedy wiesz, że jest głodny.
- Miłość to być kochanym - odrzekł Aleksander. - Z wzajemnością.

Tej nocy leżała twarzą do ściany, czując coraz większe wyrzuty sumienia. Odwrócić się tyłem do Daszy oznaczało przyznać się do nieprzyznawalnego, zaakceptować nieakceptowalne, wybaczyć niewybaczalne. Oznaczało, że dopóki będzie miała tę ciemną ścianę, dopóty jej życiem będzie rządzić fałsz.
Bo jak mogła normalnie żyć, jak mogła normalnie oddychać, skoro noc w noc
musiała zasypiać plecami do rodzonej siostry?

Podczas gdy jej umysł po raz kolejny ustanawiał nienaruszalną granicę rozdzielającą dobro od zła, jej serce biło miarowym rytmem, a oddech szeptał cichutkie: Szu-ra, Szu-ra, Szu-ra.

Kiedy spacerowali, kiedy byli razem, oddychała jego oddechem, dlatego ilekroć się rozstawali w jej płucach pozostawała bolesna pustka, pustka niemal fizyczna. Gdy wracała do domu, natychmiast otaczała się rodziną, żeby mniej o nim myśleć, mniej go pragnąć.

Aleksander przestał wystawać na ulicy i świat Tatiany się zmienił. Wychodziła z pracy jako jedna z ostatnich i mijając powoli wielką, podwójną bramę fabryki, odwracała głowę z nadzieją, że zobaczy jego twarz, jego mundur, czapkę w dłoniach. Szła wzdłuż fabrycznego muru, dochodziła do przystanku i czekała, aż autobus wypluje jedną porcję pasażerów, by zabrać następną. Potem siadała na ławce. Po jakimś czasie wstawała i szła piechotą osiem kilometrów, szukając go i wszędzie go widząc.

Jej bezradność, to, że była od niego całkowicie zależna, sprawiło, że uczucia, jakie do niej żywił, uczucia dotychczas skrzętnie skrywane, wypłynęły na powierzchnię, gdzie unosiły się jak korek, dręcząc go i boleśnie drażniąc.

Dla wszystkich nadejdzie czas wielkiej próby. Będzie obowiązywała tylko jedna zasada: zasada przetrwania za wszelką cenę. I to wy zdecydujecie, jaką cenę warto za przetrwanie zapłacić. Zawsze chodź z wysoko uniesionym czołem, a jeśli przyjdzie ci zginąć, giń pewna, że nie zszargałaś duszy.

W miarę upływu dni zdała sobie sprawę, że jest za młoda, żeby ukryć to, co ma w sercu, lecz wystarczająco dorosła, by wiedzieć, że zdradzają ją oczy.

- Wasilij, dlaczego ty mnie ciągle bijesz? Przecież nie robię nic złego?
A Wasilij na to: I dobrze. Gdybym wiedział, co robisz, pewnie bym cię zabił.

Nieco później, gdy Aleksander, bijąc się z myślami, długo nie mógł zasnąć, doszedł do wniosku, że niełatwo jest odmienić ludzkie serce. Jeśli życie w Związku Radzieckim czegoś go nauczyło, to na pewno tego. Lecz wiedział również, że spróbuje. Tylko najpierw musi z nią porozmawiać. Tak, potem będzie już łatwiej.
Wiedział też, że gwiazdy rozświetlą mrok jego duszy tylko wówczas, jeśli na to zasłuży. Najwyraźniej jeszcze nie zasłużył. Najwyraźniej jeszcze nie pora.

Powiedziała jej wszystko oprócz prawdy.
Prześlizgiwała się między kłamstwami jak między szczelinami w kruchym lodzie. Czy może jej zaufać? Zaufać osobie, która nie ma nic do stracenia? Czuła, że ilekroć mówi prawdę, między nią i najbliższymi jej ludźmi rozwiera się bezdenna otchłań. Dlaczego? - myślała. Jak to możliwe? Jak to możliwe, że prawda, zaufanie i otwartość dzieli, natomiast kłamstwo, zdrada i oszukaństwo łączy? Jak to możliwe, że nie może zaufać matce, ojcu i siostrze, że nie może opowiedzieć im o tym, co ją gnębi? Życie rodziło w ludziach pogardę dla innych.

- To czysty obłęd. Nigdy nie mieć dla siebie czasu. Nie móc porozmawiać, wyjaśnić, wytłumaczyć. Nigdy nie mieć chwili...
Chwile już mieliśmy, pomyślała. W autobusie. Przed Zakładami Kirowa. W Łudzę. I w parku. Mieliśmy chwile, które zapierały dech w piersi. Teraz pragniemy wieczności.

Ile kosztuje kłamstwo? Ile płaci zań dusza? Jaką cenę płaci zań ktoś, kto kłamie na każdym kroku, z każdym oddechem, przy każdym raporcie Radzieckiego Biura Informacyjnego, przed każdą listą poległych i nad każdą kartką żywnościową? Tatiana kłamała od rana do chwili, gdy nocą ogarniał ją niespokojny sen.

Nie ulegniemy i nie zawiedziemy. Wytrwamy do końca. Będziemy walczyć na morzach i oceanach. Bez względu na koszty, będziemy bronić naszej wyspy w powietrzu".
- Będziemy walczyć na plażach - podjęła odważnie Tatiana, patrząc mu prosto w oczy. - Będziemy walczyć na polach i na ulicach. Będziemy walczyć na wzgórzach. - Z trudem przełknęła ślinę. - Nie poddamy się. Nigdy. - zakończyła z drżącymi rękami.

Zdała sobie sprawę, że wojna już jej nie przeraża. Ot, nowość: pierwszy raz w życiu nie odczuwała strachu. Jak dotąd to Pasza był nieustraszony, Dasza pewna siebie, dziadek do bólu szczery, tata surowy - i pijany. mama despotyczna, a babcia Anna arogancka. Na wątłych ramionach Tatiany spoczywał ciężar ich kompleksów. Kompleksów? Tak. Nieśmiałości? Tak. Ich obaw i lęków? Tak, po raz trzeci. Lecz swoich lęków i obaw nie odczuwała. Już nie bała się wojny. Umrzeć podczas wojny to tak, jak umrzeć od uderzenia pioruna, który razi ziemię tysiąc razy dziennie. To nie wojna ją przerażała. Przerażało ją to, co działo się w jej złamanym sercu.

Kochanie, mówi on - kiedy się pobierzemy, będę dzielił z tobą wszystkie smutki i zmartwienia.
Ależ kochanie, odpowiada ona, ja nie mam żadnych zmartwień.
A on na to: Powiedziałem, kiedy się pobierzemy.

Klient mówi do rzeźnika: Pięć gramów kiełbasy poproszę.
Pięć gramów? - odpowiada rzeżnik. - Pan żartuje?
Bynajmniej - mówi klient. - Gdybym żartował, poprosiłbym o pięć gramów kiełbasy w plasterkach.

Jak długo można milczeć? Jak długo można to milczenie znosić? Jak długo można nosić w sercu nadzieję i świadomość, że musiało się zdarzyć coś nieuniknionego i niewyobrażalnego? Że to możliwe. Prawdopodobne. Że to niemal pewne. Bo śmierć Aleksander widział wszędzie, i na froncie, i na ulicach Leningradu. Widział ciała okaleczone, rozszarpane i zamrożone, widział ciała przypominające chodzące szkielety. Widział wszystko. Mimo to wciąż wierzył.

Nie bał się umrzeć. Bał się, że zamiast niego, umarła ona. Widmo jej śmierci odbierało mu odwagę.
Gdyby nie żyła, oznaczałoby to, że Bóg też umarł, a we wszechświecie rządzonym przez kompletny chaos nie przeżyłby ani sekundy. Zginąłby jak ten nieszczęśnik Grinkow, którego przeszyła zbłąkana kula, gdy wracał z pola walki.
Takim chaosem była wojna. Była chaosem i grzmiącym zamętem, który wypluwał tysiące rozerwanych na strzępy zwłok i rzucał je na przemarzniętą ziemię. W kosmosie nie istniało nic bardziej chaotycznego niż wojna.
Natomiast Tatiana była ładem. Uporządkowaną materią w nieskończonej przestrzeni. Była chorążym dźwigającym sztandar męstwa, sztandar, za którym Aleksander przemierzył tysiąc sześćset kilometrów, za którym dotarł aż nad Kame, aż na Ural. Do Łazariewa.

Za chwilę Bóg miał spojrzeć na człowieka. lecz człowiek pragnął przedtem dowodu na Jego istnienie.

- Czapajew i Piętka wojują w Hiszpanii. Czapajew pyta: "Pietka, kogo ci ludzie witają? Co krzyczą?" "Jakąś Dolores Jebanuli"" - odpowiada Pietka. "A ona? - pyta Czapajew. - Co ona krzyczy?" A Pietka na to: "Że lepiej jest na stojąco niż na kolanach".

Zmywam z ciebie lęk, który cię dręczy, zmywam z ciebie nocny strach... Obmywam wodą twoje ręce i nogi, twoje miłość niosące serce i twój życie dający brzuch...

Ich miłość przetrwała ciężkie próby. I nagle ślub. Sztandar, wielki plakat obwieszczający światu, że spotkali się, pokochali i postanowili się pobrać. Jakby od zawsze miało tak być. Jakby ich zalotom nie towarzyszyło kłamstwo, zdrada, wojna, głód i śmierć wszystkich tych, których kochała.
Z każdą sekundą miała coraz więcej wątpliwości.
Odeszło wielu ludzi, ludzi o wielkim, czułym sercu. Odszedł Pasza, który zginął, zanim zaczął tak naprawdę żyć, odeszła mama, która tak bardzo próbowała przetrwać po śmierci ukochanego dziecka. Odszedł tata w alkoholowej chmurze wyrzutów sumienia, których zagłuszyć nie mogła nawet wojna, odeszła Marina, która tęskniąc za domem i za matką, nie mogła znaleźć sobie miejsca w ich ciasnym mieszkaniu przy Piątej Radzieckiej.
Odeszła Dasza.
Jeśli już tak miało być, dlaczego jej śmierć wydawała się tak nienaturalna? Dlaczego zakłóciła obowiązujący we wszechświecie porządek?
Czyżby Aleksander miał rację, a Tatiana się myliła? Czy powinna winić siebie za swoją źle pojętą uczciwość i niewytłumaczalne oddanie siostrze? Czy powinna była pozwolić, żeby Aleksander powiedział jej kiedyś: "Wolę Tatianę"?
A może to ona powinna była powiedzieć siostrze, że Aleksander należy tylko do niej.
Może tak byłoby uczciwiej?
Może uczciwiej byłoby wyznać całą prawdę, zamiast uciekać za parawan lęków i obaw?
Nie, pomyślała. Nie. Aleksander był dla mnie jak Bóg. Porażał mnie, onieśmielał, paraliżował, jakbym miała dwanaście lat.

Któregoś lata, w Łudze, była bardzo przygnębiona i nie wiedziała, jak się w tym przygnębieniu odnaleźć. Chcąc ją pocieszyć, dziadek powiedział: "Zadaj sobie trzy pytania, Tatiano, i dowiesz się, kim jesteś. Spytaj siebie, w co wierzysz. Spytaj siebie, czy masz nadzieję. I najważniejsze: spytaj siebie, kogo kochasz?".
Podniosła głowę.
- Szura - szepnęła - pierwszej nocy powiedziałeś, że mamy w sobie... Jak to nazwałeś?
- Siłę życiową - odrzekł.
Już wiem, kim jestem, pomyślała, biorąc go za rękę. Mam na imię Tatiana. Wierzę w Aleksandra. To on jest moją nadzieją. I kocham go nad życie.

Są rzeczy gorsze niż śmierć

I było tak, jakby nieśmiertelny zaczyn, wszystko, co ziemskie - uczucia, gniew i namiętność - przybrało niebiańską formę.

- Moje drogie panie, jesteśmy nowożeńcami. - Uniósł brwi. - Na prawdę chcecie, żebyśmy tu zostali?
Nainę zatchnęło. Dusia ponownie się przeżegnała, Raisa się zatrzęsła, a zachwycona Aksinia zaklaskała w dłonie.

- Daj komuś rybę i zaraz ją zje. Naucz go łowić i będzie miał co jeść do końca życia.

- Spadochroniarze przychodzą do składacza, takiego co to składa spadochrony przed skokiem. "Hej - pytają. - Dobrze składasz?" A ten na to: "Jak dotąd nikt nie narzekał".

Szyna za szyną, za szyną szyna - zaczęła, kreśląc palcami dwie równoległe linie od szyi w dół kręgosłupa, aż po gumkę szortów. - Podkład za podkładem, za podkładem podkład - kontynuowała, kreśląc krótkie, poprzeczne linie między "szynami". - Nadjeżdża spóźniony pociąg... - Wyrysowała mu zygzak na plecach. - I z wagonu wysypuje się ziarno. - Połaskotała go w boki. Aleksander roześmiał się i podłożył sobie ręce pod głowę. Miała ochotę go pocałować. Ale nie. Wiedziała, że to nie należy do gry. - Nadchodzą kury i dziob, dziob, zaczynają je dziobać.- Dźgnęła go kilka razy sztywnymi palcami. - Nadchodzą gęsi i skub, skub, zaczynają je skubać. - Kilka razy mocno go uszczypnęła. - Co to za masaż? - wymruczał. - Nadchodzą dzieci i tup, tup, zadeptują caaałe ziarno. - Zabębniła mu w plecy otwartymi dłońmi. - Ajaj! - wykrzyknął. - Dlaczego mnie bijesz? - Nadchodzą złodzieje. Solą ziarno, posypują je pieprzem i... zjadają! - zapiszczała, łaskocząc go mocno pod pachami.
Aleksander wił się jak piskorz. To cudownie, że ma łaskotki, pomyślała. Nie mogła oprzeć się pokusie i lekko ugryzła go w łopatkę. Był zbyt rozkoszny, leżąc tak pod nią i wyginając się na wszystkie strony Gdy go ugryzła, zamruczał jak kot. - Nadchodzi biedny dziadek i zbiera ziarno. Ponownie dźgnęła go palcami. - Nadchodzi dozorca ogrodu zoologicznego... - Nie, tylko nie dozorca! - Siada i zaczyna pisać. - Wyrysowała mu na plecach stół, krzesło i kilkanaście falistych linii. - Proszę przyjąć moją córkę do zoo i zebrać ziarno z torów. Stawia kropkę... Nakleja znaczek... - Klepnęła go w kark. - Trrr! - Dała mu kuksańca w bok. - Pora wysłać list! - Trzasnęła gumką szortów, zsunęła je nieco i musnęła palcami jego pośladki. Aleksander znieruchomiał. - Już? - spytał zduszonym głosem. - Koniec? Położyła się na nim i wybuchnęła śmiechem. - Tak. - Pocałowała go między łopatkami. - Podobało ci się? - Uwielbiała tak leżeć. Plecy miał jak twarde łóżko. Niósł mnie na nich, pomyślała. Dziewięć kilometrów, mnie i karabin. Potarła policzkiem o jego opaloną łopatkę. Cały miesiąc na słońcu... Szybko zamrugała. - Hmm, interesujące.

Nie mieli przeszłości. Nie mieli przyszłości. Po prostu byli. Żyli. Młodzi i piękni. Tu, w Łazariewie.

Wszystko, co miałam, oddałam tobie. Jeśli wyjedziesz, nic mi nie zostanie.

Pływał, pragnąc, żeby zimne wody Karny zmyły z niego cały ból, wyrzuty sumienia, miłość i całe życie. Do pełni księżyca brakowało ledwie trzech dni. Może gdybym został tu, w wodzie, myślał, rzeka zaniosłaby mnie aż do Wołgi, aż do Morza Kaspijskiego, i nikt by mnie nie odnalazł. Płynąłbym tak i płynął, i wreszcie przestałbym cokolwiek odczuwać. Tak, przestać odczuwać. Niczego innego nie pragnę.

Niektóre słowa po prostu już takie są. Symbolizują całe życie. Wszystkie duchy, smutki i rozkosze. Najprostsze słowo i nagle odebrało jej mowę.

Patrzyła na niego z niedowierzaniem w oczach, wdychając mokre, zimne, szczypiące w nos powietrze. Pomyślała o Kamie, o zimnej wodzie omywającej jej nagie ciało, splecione z jego ciałem, o Aleksandrze, który próbował ukryć się przed nią w zakamarkach swojej duszy z nadzieją, że nikt go tam nie znajdzie. Ale w Łazariewie widziała jedynie słońce wschodzące nad Kamą. Wszystko wyszło na jaw dopiero tu, w Leningradzie. Na jaw wyszła i ciemność, i jasność, i noc, i dzień.

Przez chwilę ona też nie mogła do tknąć jego, ale tylko przez chwilę. Początkowo otaczał ją gęsty mrok, lecz nagle w mroku tym dostrzegła światło. Zabrakło jej tchu. Światło. Światło! Dostrzegła je hen, daleko, i pofrunęła ku niemu z tak wielką ulgą, jakby zdjęto jej z pleców olbrzymi ciężar. Jej i jemu.
Spojrzała na niego oczami najczystszymi z najczystszych.

Przez chwilę patrzyli na siebie bez słowa.
Ona na niego.
On na nią.
Potem Aleksander otworzył ramiona, Tania padła w nie, a on objął ją i już nie puścił. I stali tak na moście, wtuleni w siebie i zasłuchani w bicie swych serc.

- Taniu, zauroczyłaś mnie, gdy tylko cię ujrzałem. Żyłem pustym, jałowym życiem, właśnie zaczęła się wojna. Garnizon w rozsypce, wszędzie chaos, strach i ludzie, którzy biegają w popłochu po mieście, wybierają pieniądze z banku, kupują żywność, wstępują do wojska i wysyłają dzieci na letnie obozy. I nagle w tym oszalałym chaosie zobaczyłem ciebie. Siedziałaś samotnie na ławce, cudownie młoda, piękna jak małe blond słońce i jadłaś lody z takim przejęciem, z taką lubością, z tak mistyczną rozkoszą, że nie mogłem oderwać od ciebie oczu. Siedziałaś tam, jakby w tę letnią niedzielę nie liczyło się absolutnie nic. Tatiu, jeśli kiedykolwiek zabraknie ci siły, a mnie nagle zabraknie, nie będziesz musiała daleko jej szukać. Czerwone sandałki na wysokim obcasie, sukienka w szkarłatne róże i lody: był pierwszy dzień wojny, nie wiedziałaś jeszcze, dokąd rzuci cię los i co tam znajdziesz, a mimo to nie miałaś najmniejszych wątpliwości, że kiedyś znajdziesz
to na pewno. Dlatego przeszedłem przez ulicę, Tatiu. Wierzyłem, że to znajdziesz. Wierzyłem w ciebie.
Otarł jej łzy, zdjął rękawiczkę i ucałował jej dłoń.
- Gdyby nie ty, wróciłabym do domu z pustymi rękami.
Pokręcił głową.
- Nieprawda. Podszedłem do ciebie, ponieważ już coś miałaś. Miałaś siebie. Wiesz, co ci przynoszę?
- Nie.
Z trudem przełknął ślinę i zdławionym głosem odrzekł:
- Ofiarę.

Nadzieja jest zadziwiającym lekarstwem

Życie na krańcach świadomości nie przypominało normalnego życia, mimo to śmierć była czymś niewyobrażalnym.

Ameryka? Nikt mnie tam samej nie przyjmie. Aleksandrze, pojadę z tobą, dokąd tylko zechcesz. Chcesz do Ameryki? Dobrze. Do Australii? Dobrze. Do Mongolii? Na pustynię Gobi? Do Dagestanu? Nad Bajkał? Do Niemiec? Do samego piekła? Powiedz tylko, kiedy wyjeżdżamy. Dokądkolwiek pojedziesz, ja pojadę z tobą. Ale jeśli zostaniesz, ja też zostanę. Nie zostawię ojca mojego dziecka w Związku Radzieckim.

Bo jeżeli upadną, to jeden drugiego podniesie. Lecz biada samotnemu, gdy upadnie!

Aleksander czuł, że coraz bardziej słabnie. Cała energia, którą kiedyś miał, opuściła ciało, by powędrować do drobnej dziewczyny o piegowatym nosku.

"Nie ulękniesz się strachu nocnego ani strzały lecącej za dnia, ani zarazy, która grasuje w ciemności, ani moru, który poraża w południe. Chociaż padnie u boku twego tysiąc, a dziesięć tysięcy po prawicy twojej, ciebie
to jednak nie dotknie".
Przeżegnał się i skrzyżował ramiona na piersi.
Teraz mógł już tylko czekać.
Przypomniały mu się ostatnie słowa ojca.
Jeśli zdołasz znieść to, że przez ciebie wyrzeczoną prawdę łotry przekręciły
tak, że pułapką na głupców będzie - Jeśli widzisz, że niszczą rzeczy, za które
oddałeś życie Synu! - schyl się i odbuduj je z pomocą zużytych narzędzi.

Żegnaj, pieśni księżyca. Żegnaj, oddechu mój, białe noce i złociste dni moje. Żegnaj, wodo świeża i ogniu. Obyś ułożyła sobie życie i odnalazła ukojenie, obyś uśmiechała się tym zapierającym dech w piersi uśmiechem. A kiedy twoją ukochaną twarz ozłocą promienie wolności, uwierzysz, że nie na próżno cię kochałem

Z ust Tatiany wydobywało się chrapliwe rzężenie, odgłos przypominający skowyt rannego zwierzęcia, które tarza się po ziemi z nadzieją, że umrze, zanim wykrwawi się na śmierć.

Siedząc przy nim, cały czas szeptała. Szura, pragnę tylko jednego: żebyś mimo bólu i cierpienia usłyszał głos mojej duszy. Siedzę tu i kropla po kropli wlewam w ciebie moją miłość z nadzieją, że zaraz podniesiesz głowę i znowu się uśmiechniesz. Szura, słyszysz mnie? Czujesz, że tu jestem? Czujesz moją rękę na sercu? Wierzę w ciebie. Wierzę, że będziesz żył wiecznie, że z tego wyjdziesz, że wyrosną ci skrzydła i umkniesz na nich śmierci. A kiedy otworzysz oczy, będę przy tobie. Zawsze będę przy tobie. Zawsze będę w ciebie wierzyć i zawsze cię kochać. Jestem tu, Szura. Dotknij mnie. Dotknij mnie i żyj.
Aleksander przeżył.
A teraz, leżąc pod dżipem tego zimnego, marcowego poranka, pomyślała: czy uratowałam go tylko po to, żeby umarł na lodzie? Sam, beze mnie? Żebym nie mogła objąć go i przytulić? Żebym chociaż raz nie mogła spojrzeć na jego młode, piękne, silne i zniszczone wojną ciało, które kiedyś tak czule całowałam? Żeby umarł w samotności?

Żołnierzu! Tulę twoją głowę, pieszczę twoją twarz, całuję cię w ukochane usta i szepczę do ciebie poprzez morza i lodowate rosyjskie trawy... Aleksandrze kiedyś mnie niosłeś, teraz ja poniosę ciebie w wieczność.
Przez Finlandię i Szwecję do Ameryki, z wyciągniętą ręką, chwiejnie prę naprzód, a za mną pędzi czarny rumak bez jeźdźca. Pocieszy mnie twoje serce i twój karabin. Twoje serce i karabin będą mą kołyską i grobem.
Łazariewo sączy w duszę krople świtu i księżycowych nocy nad Kamą. Sączy w nią ciebie. Kiedy będziesz mnie szukał, szukaj mnie nad naszą rzeką, gdyż pozostanę tam do końca swoich dni.

- Szura, nie zniosę myśli, że mógłbyś kiedyś umrzeć. - Był wilgotny ranek. Przed chwilą skończyli się kochać i leżeli na kocu przed paleniskiem w chatce. - Że mógłbyś przestać oddychać i odejść z tego świata.
Aleksander spojrzał na nią z uśmiechem.
- Mnie też niezbyt się to podoba. Ale ja nie umrę. Sama tak powiedziałaś. Powiedziałaś, że dane mi jest dokonać wielkich czynów.
- Bo tak jest. Dlatego lepiej nie umieraj, żołnierzu, bo nie mogłabym bez ciebie żyć. - Patrzyła mu w oczy. Trzymała rękę na jego piersi. Czuła, jak bije mu serce.
Ucałował piegi na jej nosku.
- Nie mogłabyś beze mnie żyć? Ty? Królowa gwiazd znad IImenu? - Z uśmiechem pokręcił głową. - Znalazłabyś jakiś sposób, żyłabyś za nas dwoje...

On szeptał, a wezbrana Karna toczyła swe wody z Uralu przez śpiące pośród sosen Łazariewo. Tam, gdzie byli niegdyś młodzi i zakochani.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
MarcelinKa
Pierdoła Dima


Dołączył: 22 Sty 2009
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Leningrad ^^

PostWysłany: Wto 13:40, 02 Mar 2010    Temat postu:

Raczej nikt tu nie zagląda, ale ponownie przeczytała Tatianę i Aleksandra i wypisałam wszystkie fajne cytaty, więc jak ktoś byłby zainteresowany:

A kiedyś, gdy księżyc lśnił błękitem na czarnym niebie, a gwiazdy migotały srebrnym blaskiem, na jeden moment w wieczności Aleksander znalazł coś, czego nie spodziewał się nigdy zaznać w swoim radzieckim życiu. Kiedyś. Teraz powoli zmierzał do kresu swych dni. Ale nie zamierzał odejść po cichu.

Ale ostatnio wszystkie jego nadzieje cechował jeden wspólny element: miały cholernie krótki żywot.

Cierpienie dozowano mu jednak stopniowo, jakby ktoś chciał powiedzieć: „Przywyknij do tego, bo niebawem będziesz to wspominał jak radość dzieciństwa"

Kapralu, wyobraźcie sobie, że wasze stare życie przestało istnieć. Wyobraźcie sobie, że zabrali wam wszystko i nic wam już nie zostało... Tylko w ten sposób uda wam się to przetrzymać

Śniła mu się Tatiana i gdy się obudził, nadal o niej myślał. Sny i rzeczywistość zupełnie się wymieszały. Aleksander nie wiedział, gdzie kończy się koszmar, a zaczyna prawdziwe życie. Śniło mu się, że zamknął oczy i zasnął. Czuł, że powoli oddala się od swojego ciała, od Morozowa, od szpitala, od swojego życia i w tym oddaleniu było mu zaskakująco dobrze. Poczuł przeraźliwe zimno i szybko wrócił do swojego skulonego, zesztywniałego ciała. Rana w plecach pulsowała i piekła. Zacisnął zęby i próbował walczyć z otaczającą go ze wszystkich stron ciemnością.

Dopóki istnieje państwo, nie ma mowy o wolności. Kiedy zapanuje wolność, nie będzie państwa

Aleksander milczał. Chciał podnieść z podłogi swoje serce. Ale było ciemno i nie mógł go znaleźć. Słyszał, jak toczy się po podłodze, słyszał jak bije, krwawi, pulsuje gdzieś w rogu celi.

Strach, który ściskał mu wnętrzności, bardzo przypominał przejmujący smutek. To on powstrzymał go przed myśleniem o Tani, o tym, jak stała przytulona do niego. Myśl o jej ciele, oczach, ustach była w tej chwili nie do zniesienia. Tego musi się nauczyć: nie wolno mu patrzeć na nią nawet we wspomnieniach. Nie mógł oddychać ani mówić.

jedno życie, dwa, trzy, wystarczy. Jednostka to milion ludzi podzielony przez milion. Stiepanow nie zasługiwał na to, by umrzeć przez niego.

Aleksander siedział bez ruchu na podłodze może minutę, może dzień, może kilka lat. Nie potrzebował morfiny, nie potrzebował lekarstw, nie potrzebował fenobarbitalu. Chciał, by ktoś wystrzelił mu prosto w pulsującą bólem pierś.

Zajrzał do swego serca. Nie znalazł w nim strachu. Było mu bardzo zimno, poza tym czuł, że ma na tym świecie jeszcze coś do zrobienia; coś co nie może czekać całą wieczność. Zamiast drżących kaprali zobaczył nagle przed sobą odbitą w lustrze swoją jedenastoletnią twarz w dniu, w którym wyjeżdżali z Ameryki. Jakim stałem się człowiekiem? - pomyślał. Czy takim, jakim chciał mnie widzieć ojciec? Zacisnął usta. Nie wiedział. Wiedział jednak, że stał się człowiekiem, jakim sam chciał być. W takiej chwili taka świadomość powinna wystarczyć. Nie rozczarowałem samego siebie, pomyślał, prostując ramiona i unosząc brodę. Był gotów na „trzy".

Aleksandrze, zapamiętaj to do końca życia: masz wiele niezwykłych darów. Nie marnuj ich. Nie rozdawaj bezmyślnie, nie traktuj zbyt lekko. Jesteś bronią, którą będziesz niósł ze sobą aż do dnia swojej śmierci.

Poczucie, które towarzyszyło mu przez całe jego młode życie - że zjawił się na tym świecie, by dokonać niezwykłych czynów - nie do końca go
opuściło; rozpłynęło się tylko w jego żyłach, stało mniej wyraźne. Już nie pulsowało z wielką siłą w całym ciele. Wchodząc w okres dojrzewania, nie widział już przed sobą jasno wytyczonych celów. Przepełniało go poczucie rozpaczy. Miałem dobre dzieciństwo, pomyślał. A dojrzewanie - też mógłbym jakoś przez to wszystko przejść. Mógłbym z tym żyć, gdyby tylko towarzyszyła mi nadzieja, że na końcu dzieciństwa, na końcu dojrzewania, znajdę w życiu coś, co będzie tylko moje, co będę mógł osiągnąć sam i powiedzieć potem: „Zrobiłem to dla siebie. To moje życie".
Nadzieja.
Tej zimowej niedzieli znikła z życia Aleksandra na zawsze, a poczucie celu na dobre zamarzło w jego żyłach.

Tysiące kilometrów od Nowego Jorku szalała wojna. Tysiące kilometrów od Nowego Jorku płynęła potężna rzeka Kama, wznosiły się góry Ural, które widziały wszystko, wszystko znały. I gwiazdozbiory. One wiedziały. Wysyłały swoje promienie, które nocą wpadały przez okno pokoju Tatiany na wyspie Ellis, szeptały do niej, podtrzymywały ją na duchu. Pozwól płakać nam. Ty żyj dalej. Tatiana słyszała szepczące do niej echa, korytarze wydawały się tak znajome, białe prześcieradła, słony zapach wody, kamienne szaty Statuy Wolności, nocne powietrze, migoczące na drugim brzegu zatoki światła miasta snów. Ale ona już żyła na wyspie snów, a Nowy Jork nie mógł jej dać tego, czego najbardziej potrzebowała.

Gdziekolwiek się znajdziesz, zawsze możesz odnaleźć na niebie Perseusza, odnaleźć ten uśmiech i usłyszeć, jak galaktyczny wiatr szepcze twoje imię. Będziesz wtedy wiedziała, że to ja, że to ja cię wołam...

Czas - cóż za zabawne z niego zjawisko. W Łazariewie, podczas ich wspólnego miesiąca, pędził jak oszalały. A teraz stanął w miejscu, gdy Aleksander odliczał sekundy, próbując za wszelką cenę zachować spokój. Patrzył na brudną drewnianą podłogę i przez moment pomyślał, że aby ocalić Tatianę, gotów jest wyznać prawdę.

Dla śledczego Słonko kłamstwa są prawdą, a prawda kłamstwem. Odpowiedzi, jakich udzielamy, odpowiedzi, jakie ukrywamy, on wie, że
to wszystko bzdura, a jednak miarą jego sukcesu jest liczba kłamstw, jakie udaje mu się od nas wyciągnąć. Chce tylko, żebym skłamał, by mógł uznać, że jego misja zakończyła się kolejnym sukcesem.

Nie mógł zajrzeć w przyszłość i nie chciał się oglądać w przeszłość. Nie wiedział, co go czeka za chwilę, co go czeka w nadchodzących latach. Może gdyby dane mu było poznać przyszłość, w tych posępnych dniach w celi wybrałby śmierć. Nie mając jednak takiej możliwości, wybrał życie.

Prawda ma taką paskudną cechę, że w końcu zawsze wychodzi na jaw.

W powietrzu unosił się zapach świeżej ziemi, wody i śmierci. Zapach wojny. Powoli przyszedł i minął dwudziesty drugi czerwca tysiąc dziewięćset
czterdziestego trzeciego roku. Minęły dwa lata od początku wojny. Dwa lata od początku wszystkiego.

W tej niezwykłej chwili liczyła się tylko ona, jej lśniące złotem włosy, wspaniała sukienka i lody. Znalazła się w świecie, jakiego Aleksander nigdy nie oglądał, na promieniach księżyca płynęła ku wielkiemu oceanowi spokoju. Nie mógł zrobić ani kroku.
I nadal nie mógł zrobić ani kroku, wciąż widział ją tak, jak podczas tego pierwszego spotkania. Tam pozostał aż do dzisiaj, wiedząc, że gdyby poszedł
prosto, zamiast skręcić w prawo, jego życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Gdyby ją minął bez słowa.

Musiał nauczyć się, jak żyć, jak zapomnieć, nie słyszeć echa tych stu spędzonych z nią minut, które wciąż pobrzmiewało w jego sercu. Jedna wyprawa autobusem, kiedy miał ją tylko dla siebie, kiedy siedział obok niej, kiedy szedł u jej boku przez Pole Marsowe; jedno spojrzenie w przyszłość, jeden skurcz serca. A konsekwencje? Wieczność w Związku Radzieckim.

Lecz Aleksander nadal tam stał, na tej samej ulicy i w blasku słońca spoglądał na stojącą w cieniu dziewczynę; na przeznaczenie w białej sukience w czerwone róże, liżące lody, nucące coś pod nosem. Była jego i tylko jego przez sto minut, przez jedno mgnienie oka. To wszystko wydarzyło się naprawdę, lecz już przeminęło, zniknęło za mgłą, pozostawiając po sobie tylko pustkę. Przeminęło na zawsze, a on został tu na zawsze. Wciąż stoi na tej ulicy, słuchając bicia rozdartego serca.

Coraz częściej widział w Tatianie szansę, którą zmarnował; chwilę, która dawno przeminęła. Nie mógł przestać jej kochać, lecz wydawała mu się przeznaczona do innego życia, innych czasów, dla innego mężczyzny. Lecz ona chciała od niego więcej. On nie mógł jej tego dać. Nie miał przecież nic.

Moje kolory biegną od księżyca do słońca, od brązowej ziemi do błękitnego nieba. Oceany dzielą nas, gdy upadamy, gdy opadamy w biel i pustkę mojego dawnego i przyszłego życia. Biel nieba, mgły i lodu. Lód jest spękany i splamiony krwią. Leżysz pod nim. Ja też znalazłam się pod lodem. Siedzę na podłodze z czarnym plecakiem pełnym naszych nadziei u stóp. Zawsze na podłodze, otoczona czernią mojego smutku.

W samym środku wojny, ostrych walk, wśród leżących na ulicach ciał, zimna, wilgoci i głodu, uczucie Aleksandra do Tatiany rosło, jakby było czule
podlewaną i pielęgnowaną rośliną.

Oddając mu się, ochrzciła go na nowo. Nie było już Aleksandra; mężczyzna, którego znał, umarł i narodził się na nowo w idealnym, cudownym sercu
i duszy, które były darem samego Boga. Pomyślał o niej. Była zupełnie sama na świecie. Nie miała nikogo poza nim. Tak jak on.

W życiu Aleksandra była jedna nić, której nie mogła zerwać ani śmierć, ani rozpacz, ani odległość, czas, wojna, komunizm. Nic jej nie zerwie, szepnęła Tatiana. Dopóki ja żyję na tym świecie, szeptała całym swoim ciałem, dopóki oddycham, ty też będziesz trwał, żołnierzu.
Uwierzył jej. I w obliczu Boga wziął za żonę.

Majdanek pokazał nam tylko nieludzkie i okrutne oblicze człowieka. To dowód na to, co człowiek potrafi czasem zrobić z otrzymaną od Boga wolną wolą. Gdyby Bóg stworzył tylko dobrych ludzi, trudno byłoby nazwać ten dar wolną wolą, prawda?

Szukałeś mnie? - spytała go pewnego dnia, a on odparł: Przez całe życie.

W jednej chwili był żywy, a zaraz potem leżał na lodzie pokrywającym Ładogę, wykrwawiając się na śmierć w przemoczonym na wylot mundurze.
Ale przez jedną krótką chwilę był kochany. Przez jedną, jedyną chwilę, przez ułamek sekundy ktoś kochał go tak bardzo.

Lecz choć jej ciało dzielnie parło do przodu, duch nadal tkwił głęboko w przeszłości. To Aleksander znalazł ją w Łazariewie, tak bardzo samotną, i
sprawił, że znów ożyła. On stworzył ją na nowo. A ona nie mogła go odnaleźć. Nawet nie próbowała. A jeśli nawet, to jej próba była żałosna. Nie powiedziała: „Nie spocznę, dopóki cię nie znajdę, Szura", lecz: „Przykro mi, Szura, ale nie mogłam znaleźć opiekunki do dziecka". Po raz pierwszy w życiu zaczęła nienawidzić samej siebie. Nawet w czasach, gdy ukrywali się przed Daszą, nie czuła do siebie tak wielkiej pogardy.

Aby chronić samą siebie uważała, by nie zrobić kroku, który by ją zabolał, osłaniała krwawiącą połowę swego serca przed wzrokiem innych. Wraz z upływem czasu stała się prawdziwym ekspertem w ukrywaniu przed światem swojej ułomności. Skulona pod ciężarem krzyża, powtarzała sobie, że każdy ma swój krzyż, który musi dźwigać.Na szczęście miała synka, swojego małego mężczyznę, i nie była sama. Miała miłość, miała życie. A wczoraj, kiedy była jeszcze młoda, dostała od życia więcej, niż mogła sobie wyobrazić w najśmielszych marzeniach. Pewnego dnia wstanie z kanapy, odejdzie od parapetu, zejdzie ze schodów pożarowych, odłoży w kąt czarny plecak, zdejmie z szyi obrączki na łańcuszku. Pewnego dnia, gdy zagra muzyka, nie poczuje, jak tańczą ze sobą walca w blasku księżyca w noc po ślubie w cerkwi. Och, jak tańczyliśmy w tę noc, gdy rzekliśmy sobie tak... Pewnego dnia. Ale dziś wraz z każdym oddechem przeszłości, z każdym mrugnięciem oka, Aleksander przenikał w nią coraz mocniej, aż to, co dane było im przeżyć, zasłoniło zupełnie obraz przyszłości, jaka mogła ją jeszcze czekać. Myślała tylko o tym, jak on ją kochał, czego od niej oczekiwał, czego pragnął. I co ona mu dawała. Czy to wystarczy?
Pamięć - ten diabeł, ten okrutny wróg spokoju. Nie potrafiła zapomnieć. A co gorsza, rany krwawiły coraz mocniej. Czuła się tak, jakby jego usta, dłonie, serce, wszelkie sprawy, które w Łazariewie wydawały się tak normalne, nabierały szczególnego wymiaru. Zupełnie tak, jakby zaczynały żyć nowym życiem.

W Colditz nie było ucieczki przed dręczącymi myślami, przed strachem, przed palącą tęsknotą i pragnieniem. Ani przed świadomością, że minęło już wiele miesięcy. Jak długo nawet najwierniejsza żona może czekać na zmarłego męża? Nawet jego Tatiana, najjaśniejsza z gwiazd. Jak długo będzie czekać, zanim zacznie nowe życie?
Nie, dość tego.
Proszę. Koniec z myślami. Koniec z pragnieniem. Koniec z miłością.
Proszę. Koniec ze wszystkim.

Wraz z Paszą umarła także nadzieja. Nic nie miało już sensu w świecie, w którym odnalazł Paszę Mietanowa tylko po to, by go stracić. Uwolnij mnie, proszę cię, Tatiano, uwolnij mnie, wybacz mi, zapomnij o mnie, pozwól zapomnieć o sobie. Czy mogę choć przez minutę nie myśleć o tobie, nie
oglądać w myślach twojej twarzy, nie czuć twego żaru i miłości? Podróż, którą w myślach regularnie odbywał przez ocean, dobiegła końca. Razem z
nią na zawsze odeszło ciepło. Poczuł, jak ogarnia go fala lodowatego zimna, mrozi mu serce, rozpacz zaciska szpony na jego tętnicach i nerwach, aż na dobre opuściła go nadzieja i myśl o Tatianie. Nareszcie. Ale nie do końca.

Jak długo można kogoś opłakiwać, zanim czas nareszcie stępi ból? Jak długo musi się poruszać wskazówka zegara, jak długo muszą płynąć dni, noce i miesiące, zanim głaz smutku, który uciska serce, wreszcie zacznie się kruszyć i stanie się niewielkim kamykiem? Za każdym razem, gdy słyszy, jak
ktoś wypowiada jego imię, gdy patrzy na jego syna, zaczyna brakować jej tchu. Kiedy nadchodzi Boże Narodzenie, jej urodziny, jego urodziny, trzynastego marca, czuje, że nie może oddychać. Lata powoli mijają, ale gardło nadal ściska rozpacz. Wszystko, co stanowi część życia: szczęście, sympatia dla innych, radość, uśmiech dla dziecka, jedzenie na talerzu, stojąca na stole szklanka z sokiem, każda modlitwa, każde klaśnięcie w dłonie, wszystko naznaczone jest rozpaczą.

Jak cudownie było leżeć obok drugiej osoby. Nie być już dłużej samą. Jak cudownie było słyszeć obok siebie oddech, czuć bijące serce, ciemne włosy na ramieniu. Jak cudownie było czuć.

Wiem, że straciłeś wszystkich, których kochałeś, ale mnie na pewno nie stracisz. Przysięgam na moją obrączkę, na pierścionek, który złamałeś, na moje
serce, które teraz łamiesz, i na twoje życie, przysięgam ci, że zawsze będę twoją wierną żoną.
- Taniu — szepcze Aleksander — obiecaj, że nie zapomnisz o mnie, kiedy umrę.
- Nie umrzesz, żołnierzu. Nie umrzesz. Musisz żyć! Żyj, oddychaj, trzymaj się mocno życia. Obiecaj, że przeżyjesz dla mnie, a ja ci obiecuję, że kiedy
zginiesz, będę na ciebie czekać. - Szlocha bezradnie. - Nawet jeśli zginiesz, Aleksandrze, ja będę zawsze na ciebie czekać.

Kiedy otacza cię ciemność, najbardziej potrzebujesz wiary

Cztery etapy smutku. Pierwszy to szok. Potem przyszło zaprzeczenie. To trwało aż do dzisiejszego ranka. Dziś ruszamy do następnego etapu. Gniew. Kiedy nadejdzie pogodzenie się? Zapomnij o tym. Zgódź się na ulgę. Kiedy nareszcie poczuje ulgę?

Znajdziesz sposób, by żyć beze mnie. Znajdziesz sposób, by żyć za nas oboje

Teraz już była pewna tego, czego od dawna się bała, co od dawna podejrzewała: Aleksander wręczył jej swoje życie w darze i powiedział: Proszę, to dla ciebie. Nie mogę ocalić siebie, mogę ocalić tylko ciebie. Bądź silna, bądź szczęśliwa, kochaj nasze dziecko. Pewnego dnia znów nauczysz się kochać, uśmiechać się, zapomnisz o mnie, nauczysz się trzymać za rękę innego mężczyznę. I żyć swoim życiem - dla mnie, dla siebie. Żyć za nas oboje. W czasie wojny wszystko było jasne i wyraźne: różnica między dobrem i złem, niebezpieczeństwo, rozgrzeszenie, niedostatek.Widzę go tak jasno i wyraźnie, nawet teraz, w czasie pokoju.
Moje serce też jest głęboko ukryte. Czasami przesuwam ręką po piersi i czuję bolesny skurcz w miejscu, gdzie spotykają się nerwy. Przesyłają niewielki
impuls do mojego mózgu, drżenie nieco dłuższe niż oddech, długi oddech. Wciągam powietrze, wypuszczam je. Oddycham:
Aleksander.
Wybacz mi, że porzuciłam cię na pastwę psów wojny, że tak szybko uwierzyłam w twoją śmierć. Sporo czasu upłynęło, zanim cię pokochałam, a tak szybko porzuciłam.
Jej dusza toczyła nieustanną walkę.
Ale Tatiany tutaj nie ma. Tatiana została z Aleksandrem. Obejmowała go na jeziorze Ładoga, gdzie leżała z nim każdej nocy. Tuliła mocno, gdy wykrwawiał się na pokrywający jezioro lód. Mogła go wtedy zostawić, oddać Bogu, który go bez wątpienia wzywał. Ale nie zrobiła tego.
W tej właśnie chwili, w ułamku sekundy poczuła, że bez względu na to, jaką podejmie decyzję, jej życie zmieni się nieodwracalnie. Może ruszyć jasną, wyraźnie wytyczoną ścieżką albo wkroczy na drogę mroczną, pełną wątpliwości.

Neutralność nie oznacza obojętności - odparła. - Nie pociąga za sobą braku pomocy i współczucia. Neutralność oznacza, że nie opowiadamy się po żadnej ze stron.

Dotykał ją tak, jakby nagle stracił wzrok, miażdżył w uścisku, który nie miał nic wspólnego z miłością i namiętnością, a jednocześnie był ich pełen. Jego
uścisk był wyrazem smutku, pełnej goryczy ulgi i strachu.

Musisz przestać płakać za każdym razem, gdy się kochamy. Co ma sobie pomyśleć mężczyzna, kiedy jego żona płacze, gdy się z nią kocha?
- Że jego żona oprócz niego nie ma nikogo na świecie - powiedziała, nie przestając płakać. - Że jest jej całym życiem.
- A ona jego - szepnął. - Ale on nie płacze.

Jest taki jeden moment, jedna chwila w wieczności. Zanim poznamy prawdę, o sobie nawzajem. Ten jeden moment pozwala nam iść przez życie, bez względu na to, co się wydarzy. Tą chwilą jest dla mnie to, co czuliśmy, stojąc na krawędzi przyszłości, nad otchłanią zakazanych uczuć, zanim wiedzieliśmy na pewno, że kochamy.Zakochałam się w tobie podczas spacerów w Ogrodzie Letnim w blasku białych nocy i ta chwila pozwala mi iść przez życie bez względu na wszystko.

Żyj, jakbyś był pełen wiary, a wiara będzie ci dana

Idziemy przez ten świat samotnie, ale jeśli mamy szczęście, to przez jedną chwilę należymy do kogoś i ta jedna chwila pozwala nam przetrwać całe wypełnione samotnością życie. Przez jedną minutę znów go dotykała. Skrzydła urosły jej u ramion i znów była młoda w Ogrodzie Letnim. Szła obok niego pełna nadziei na całą spędzaną razem wieczność.

Oboje spłonęli i odrodzili się z popiołów rozpaczy jeszcze szczęśliwsi, jeszcze bardziej namiętni. Oni, którzy ochrzcili się kiedyś w wodach Kamy, przeszli przez dolinę smutku, z ruin rozpaczy wydobyli miłość, którą tam schowali i po długiej podróży nareszcie odnaleźli drogę do domu. Czuli się tak, jakby wędrowali przez pięćset lat, cierpieli i opłakiwali bliskich, lecz również kochali, bez chwili zwątpienia. Ich miłość była testamentem i dowodem na istnienie Boga.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Szura
Pierdoła Dima


Dołączył: 15 Lut 2009
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 9:44, 10 Mar 2010    Temat postu:

Co tam nikt nie zagląda, ja tu zaglądam hehe

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.simons.fora.pl Strona Główna -> Ogólne Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin